czwartek, 3 lipca 2008

Ulman, Barth, Abish. Zorze... Przedświtu

Onegdaj, na Mazowszu, kędy wierzby spróchniałe i rzewne etiudy genialnego Fryderyka, w księgarni-papierniczym, tzw. „po schodkach”, w rozedrgane upałem popołudnie, gdy dzieckiem będąc, śród oceanów cudzych słów – się faluje, to wynurzając głowę, to tonąc… wyszperałem na półce z tzw. „tanią książką”, zakurzonego „Ojca naszego Fausta Mefistofelewicza” A. Ulmana. Stał w ponurym towarzystwie „Listy pomordowanych w Katyniu”, która niby tępa kula… uderzała o zbiorowej nieświadomości półpłynny mózgowia brzeg. Niebaczny, bezbronny, jak gąbka… chłonny – kupiłem. Jeszcze z rozpędu J. Bartha i W. Abisha (z „Biblioteki Przedświtu”). Pierwszy uczył robić... confetti z narracji, gubić i odnajdywać się w Labiryntach śmiechu...; Drugi geometryzować tzw. „relacje międzyludzkie”: trójkąty, wielokąty i inne… niejasne figury. Ot, dla profana, sucha jak wapno… matematyka stawała się „miłośnie” użyteczna. A z "Listy pomordowanych..." równolegle do toku pierwszej lektury płynęli przez Zaświaty... martwi, śnili nowe czarne Dziady, natomiast Ulman… Słabo znałem wtedy fantastyczne twory... dzieła Boscha (ułamkiem bodajże „Kuszenia” ozdobiono okładkę), ale oblicze Ulmana - przełamane zafrasowanym św. Antonim, który cichy jak muszla, nieznaczny jak szyszka… szturm Złego odpiera, wzburzone zmysłów nęcące wizje... - śpiewne zaklęcie rzuciło... Słuchałem Ulmana pieśni: a to intymnego „kwiatu” kuzynki katalizator, jako macierz twórczości, szczególnie tej piętrowej, przebóstwionej; a to implant tzw. „człowieka-literatury”, jako trwające do dzisiaj… zabełtanie, jaka to farmakopea zewidencjonowałaby środki na których powstawał Witkacego "Guybal Wahazar" (może najbliżej był P. Fronczewski, gdy w „Puć tu, dziecko, puć”, na rzeczonej podstawie... śpiewał o NAPRAWDĘ "dobrych" (i mocnych!) proszkach"?); a to profesor od słów wirusologii... Kartacz i jego sztabowi w białych kitlach asystenci, co niezależnie od czasów gotowi wyśnić neo-laboratoria pro-memoria... Mengele, zresztą jeszcze wiele. Długo by tak, niemniej po Mefistofelewiczu czy (Wyś-) Cigi de Mon(-tbazon), także inne rzeczy Ulmana – bliskie, choć błyskające w serpentynach zwodów i uników... ostrze szyderstwa, ów kąsający sokratejski Giez, może czasem nadmiernie doskwiera, gryząc na lewo i prawo... Ale z pewnością lekiem na lenistwo wyobraźni! I cieszę się, że po latach zapomnienia, do życia skutecznie… przywracany, kiedy to  – przyszli, jak powiada poeta, i co zobaczyli: człowieka/ siedzącego na krześle/ który zakrył twarz/ a po chwili powiedział/ szkoda że nie przyszliście/ do mnie przed dwudziestu laty… I boję się o Jego zdrowie, by nie skonał, nad krętymi ścieżkami recepcji swojego Dzieła... ze śmiechu! A jak mogłyby brzmieć ostatnie słowa: „Niech prochy me spoczną w Nancy, tak drogim sercu każdego Polaka”. I nie zdziwiłbym się, gdyby w kwaterze... Leszczyńskich legł, i równolegle rozległy się spod ziemi słowa: „Był równy Królom, więc niech wśród Królów spocznie”. I wykwitłyby Mu na grobie, ni rozmaryny, ni chłepczące krew róże, ale ten bladoróżowy kwiatuszek wędrownika…

1 komentarz:

Unknown pisze...

Przyjaciel mój i, w połowie wydawca "Dzyndzy..." (wydawnictwo należy do jego żony Kasi) Jarek Dąbrowski, znalazł w blogu Pana zapis dotyczący mojej dawniejszej wytwórczosci. Niezmiernie sympatyczny. Szczególnie że pochodzący od pisarza tak innego niż całe to wszystko i tak giętko władającego językiem. Dzięki. A za wspomnienie Nancy szczególne.
Anatol Ulman