wtorek, 27 maja 2008

bookhousecafé, Królowa T.


2 czerwca, godz. 19, bookhousecafé przy ul. Świętokrzyskiej 14,  Warszawa. O "Królowej Tiramisu". Prowadzenie: Alicja Gancarz
---------------------------------------------------------------
Gdyby nie zakłócenia... bo expres do kawy borował raz po raz, a w tle autobusów piski, jakby metal szczypcami drzeć... bo drzwi szeroko otwarte - wiadomo, żar, i tylko mała wysepka słyszalności... Nadto na wieczorku odcisnęła piętno... wczesna kanikuła (bo "już nas w domu nie ma/ nic nas nie zatrzyma" z piosnki A. Krzysztoń) i... Szwedzi w Warszawie. Tym razem to nie post-najazd, a kolejna falanga, zaprzyjaźnionej trans-alternatywnej awangardy skandynawskiej. Tak się zbiegło, że wieczorek dedykowany Królowej o tej samej porze - co szwedzkiego potopu feta. Pospolite ruszenie na zaciężnych rajtarów. Woda na wino. Czy to mogło się udać... 

środa, 14 maja 2008

Warszawskie Targi książki... Królowa T., szrajben


Stoisko 430, sektor D, sobota 17 maja, godz. 13.30, jak siekierą, motyką, piłką, szklanką - ołówkiem, piórem, mazakiem, długopisem - na "Królowej Tiramisu" esyfloresy, pikasy, gmerki.

wtorek, 13 maja 2008

PDF (Pismo Warsztatowe Instytutu Dziennikarstwa UW) poleca Królową T.


PDF - pismo warsztatowe Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Recenzja Wioletty Wysockiej:
"Wbrew wszelkim romantycznym skojarzeniom, jakich nastręcza tak brzmiący tytuł, "Królowa Tiramisu" Bohdana Sławińskiego to nie kochliwa nastolatka, która na kartach powieści mogłaby przeżywać miłosne uniesienia. Ku zaskoczeniu, w istocie nie wydaje się być nią także "ciepła i miękka" Emilka, ani zmysłowa, kapryśna Julia, jakie autor stawia na pełnej kłód i wybojów życiowej drodze głównego bohatera. Królową słodyczy, symbolem niedoścignionego piękna, upragnionej czułości, niezaspokojonych pragnień, fascynacji i miłości dającej poczucie bezpieczeństwa mianował Piotruś swą matkę - pierwszą kobietę w życiu każdego mężczyzny. Brutalnie zawłaszczona po śmierci męża przez "nowego tatę"- tyrana, co bazując na kobiecym lęku przed samotnością dokonał sukcesji na piotrusiowe Królestwo Słodyczy, odbija się w twarzach jego przyszłych kobiet, opromienia sny i marzenia, rozkwita we wrażliwym, poranionym opiłkami przykrego dzieciństwa sercu jako największa z jego tęsknot. Ocierając się o freudowskie psychodynamiczne spojrzenie na człowieka autor przeprowadza czytelnika po krętych korytarzach męskiej psychiki, gdzie erotyka przeplata się z pragnieniem bliskości, opieki, bezpieczeństwa, gdzie matka jest przedmiotem pierwszej fascynacji, a każda kochanka - projekcją matki. W dorosłym, doświadczonym, trzeźwo patrzącym na świat Piotrze niczym pestka wewnątrz owocu pulsuje mały, zagubiony, poniewierany słowami i dłońmi ojczyma, a nie rozumiany przez idealizowaną matkę chłopiec, rozpaczliwie szukający miłości i schronienia przed pełnym kolorów i kształtów, cudownym lecz trudnym do zniesienia światem. Historia opowiedziana kwiecistym, nieco abstrakcyjnym, metaforycznym językiem. Zacierają się granice realności, dobre duchy przeszłości i baśniowe postaci - alegorie matki, ojczyma, czy wreszcie samego Piotra budują równoległy świat - świat wyobraźni - bardziej plastyczny i bliski, choć równie skomplikowany. Historia Piotra jest przygnębiającą opowieścią o tym, że trudne dzieciństwo kładzie się cieniem na dorosłym życiu, a wynikająca z tej rzeczywistości efemeryczna miłość łączy w sobie erotyzm, strach przed samotnością, egoizm i ból".


środa, 7 maja 2008

Wgryźć się w miąższ! Sztućce do glist; rec. Jakub Winiarski


Jakub Winiarski na www.literackie.pl
oraz www.nieszuflada.pl zrecenzował "Sztućce do glist":
"(...) I czegóż tu nie ma? Jest ks. Baka, ale już po Rymkiewiczu i chyba też Różewiczu czytany. Jest materia w postaci „mysiej mumii” i „lisiego gówna”, ale jakby przez znajomość takiego choćby tomu jak „Pustelnicy i demony” Ryszarda Przybylskiego, gdzie o „urazie do materii” piękny rozdział znaleźć można, postrzegana. Jest wreszcie Leśmianowska – z ducha, nie cytatu – „dziura (...) w bożym poszyciu”, ale już jakby przez pryzmat „Trupa” Louisa-Vincenta Thomasa widziana. Nie wiem zresztą, czy nie lepiej by było napisać: czytana. A mógłbym chyba, bo też Bohdan Sławiński wydaje mi się niezwykle ciekawym przykładem kogoś, kogo się kiedyś „poeta doctus” zwało i jego pisanie od czytania i prze-pisywania nie tak daleko chyba leży. Jak dla mnie: byłyby to równoległe ścieżki.(...)"