poniedziałek, 28 lipca 2008

Leszek Żuliński, "Migotania przejaśnienia", rec. Królowej Tiramisu







Dariusz Nowacki, Opcje, recenzja Królowej Tiramisu


"Kobiety zdechlaka" ("Opcje" nr 2) - nie zgodziłbym się, w dwóch punktach:
- co do "młodej prozy" i "wpatrzenia w Masło" - bo ani to z takich źródeł, ani przez osmozę, a jeśli już musi być owo "wpatrzenie" - wczesne prozy poetyckie Iwaszkiewicza, może "Porfirion" Gałczyńskiego, "Panna Lilianka" Szuberta, Ulman czy Drzeżdżon, wiele jeszcze takich "manieryzmów", ale nie to.
- zdążyłem jeszcze, jako rocznik '77, wsłuchać się w tzw. wojenne opowieści Dziadów, którzy, jak powiada poeta, wracają z tzw. "Nieludzkiej Ziemi" pod Polarnym Kołem/ z wyplutymi na gwiazdy zębami/ szyje zgięte polarnym kołem/w oczach mroźnej pustyni firmament... a i w tekście one nie na igraszkę. Piotr Wysocki wędruje z Cieniem Przodka, który przylgnął... wżarł się jak Dybuk w kark, do źródeł swojej opartej na pamięci cmentarzu mitologii. Przez swoje korzenie, w ich przekrój poprzeczny, by pojąć, że jest do cna oplątany.

wtorek, 22 lipca 2008

piątek, 4 lipca 2008

"Szary mur w krajobrazie idealnym". Planetoidy i peryferia

Lato '95. Mamy może po lat 17, a „nowe życie ściele się pod nogi”; w tle trwa, zdaje się, zalewanie... fundamentu, by osadzić kosz. Poprzedni drewniany, jak zmurszały krzyż, nieszczęśliwie, padł. Moja wina. 

Oto lokalny układ... planetarny... rozległe jak, hm, młodzieńczy... Kosmos (przed dorosłego życia Big-Bangiem!)... przerobione na boisko podwórze Przemka – to ten z moręgowanym bokserem, co się wabił Azyl, a już od lat... nie żyje, pochowano go w Ogrodzie, ze złotymi literami. Jest zatem, jak być winno, bo Azyl zasługiwał, o ile forma pochówku niesie dla zmarłego jakąś pociechę. Szumią mu świerki, jodły. Przemek jeszcze smukły jak sosenka, bo teraz postury towarzysza pancernego, który, wierząc rycerskiej pieśni: po sutym obiedzie... straż zawiedzie... Niemniej w te dni wakacyjnie naiwne, AD 1995, jak husarz w mocnej zbroi... warownym obozem stoi: dzielący się domem, winem i chlebem, i co tam nagotowała litościwie strudzonym młodzieńcom... Babcia, której na zdjęciu – a szkoda, nie ma. Jest za to młodszy brat Przemka – Jacek czyli Horek, ale kto wtedy to wiedział. Ot, Jacek był mały i mieszkał na Górze. A Dziadek, którego na focie także nie ma, a być, jak mało kto, winien – uczył go podstaw RPG-ie. "Dziadek", bo się trochę, przedwcześnie „rozlatywał” (jakby po latach było to komuś obce...), a to po ćwierci niespecjalnie zażartej w "basketa" kwarty... puls fretki i krótki oddech, paznokieć-kolano-łokieć, i bóg wie co. Nie ma też skrzydłowego... Huberta, niedoszłego filozofa, co to grał na akustyku tej czy innej przeszłej, jak zeszłoroczny śnieg... miłej „serca, serduszka dwa” i odmieniał miłośnie cogito ergo sum. On teraz gdzieś w uszarganym Atlantykiem Albionie, z ontologicznego  nieba, niby BF-109 podczas Bitwy o Anglię, strącony... „sezon employer”, ale kto go tam, gdy tak z werwą mijają lata, wie. Może im dalej wtedy był, tym byłby dziś... bliższy? Zresztą pokąd myśli - tyle... jest. A Hubert myślał za trzech! Jest też Jahu, obok jeszcze małego jak okruszek, Jacka (któremu już Czas też z ćwierć wieku [jak i reszcie "kamandy" spod znaku obłożnie chorego na małomiasteczkową dekadencję... Pinka Floyda!] dołożył do konsumpcyjnego kredytu... wewnętrznego dziecka, po którym pozostaje powszechnie spłukany dorosły...) jeszcze nie "paker", rzeźbiący w ciała - tak łatwo psującej się masie... ani posiadacz parku... maszyn, tylko... psotny chochlik, wędrujący od weltschmertzu do weltschmertzu, a w końcu do grającej w zielone Irlandii, gdzie harce z Arielem i Skierką w świcie Króla Oberona ze "Snu Nocy Letniej" branży logistycznej... W środku, gdzie ślady kling nożyczek, których błahe powody... zbyt łatwych wolt sympatii/antypatii  – generator lokalnych "przygód" – solarny Gry Mistrz i przyszły łamacz obwodów, zabezpieczeń i kodów: "Kawy". A jak "Kawy", to i Marta, która gdzieś nad fotografii Magnetarem, na tylko sobie znanej orbicie... to wysoko, to nisko... żarząc się i tląc, odzierana z materii i pozłoty, dążąc do impaktu... przelatuje. No i ja, ślepy w dżinsach, który pozdrawia. To nowe, płynące z przechodniego Zenitu (w stronę stacji końcowej: Zmierzch) bieżące, sobą zachwycone i z siebie się śmiejące... to krzepnące, to płynne, niby "płaszcz" formującej się mikro-planety... życie?

czwartek, 3 lipca 2008

Ulman, Barth, Abish. Zorze... Przedświtu

Onegdaj, na Mazowszu, kędy wierzby spróchniałe i rzewne etiudy genialnego Fryderyka, w księgarni-papierniczym, tzw. „po schodkach”, w rozedrgane upałem popołudnie, gdy dzieckiem będąc, śród oceanów cudzych słów – się faluje, to wynurzając głowę, to tonąc… wyszperałem na półce z tzw. „tanią książką”, zakurzonego „Ojca naszego Fausta Mefistofelewicza” A. Ulmana. Stał w ponurym towarzystwie „Listy pomordowanych w Katyniu”, która niby tępa kula… uderzała o zbiorowej nieświadomości półpłynny mózgowia brzeg. Niebaczny, bezbronny, jak gąbka… chłonny – kupiłem. Jeszcze z rozpędu J. Bartha i W. Abisha (z „Biblioteki Przedświtu”). Pierwszy uczył robić... confetti z narracji, gubić i odnajdywać się w Labiryntach śmiechu...; Drugi geometryzować tzw. „relacje międzyludzkie”: trójkąty, wielokąty i inne… niejasne figury. Ot, dla profana, sucha jak wapno… matematyka stawała się „miłośnie” użyteczna. A z "Listy pomordowanych..." równolegle do toku pierwszej lektury płynęli przez Zaświaty... martwi, śnili nowe czarne Dziady, natomiast Ulman… Słabo znałem wtedy fantastyczne twory... dzieła Boscha (ułamkiem bodajże „Kuszenia” ozdobiono okładkę), ale oblicze Ulmana - przełamane zafrasowanym św. Antonim, który cichy jak muszla, nieznaczny jak szyszka… szturm Złego odpiera, wzburzone zmysłów nęcące wizje... - śpiewne zaklęcie rzuciło... Słuchałem Ulmana pieśni: a to intymnego „kwiatu” kuzynki katalizator, jako macierz twórczości, szczególnie tej piętrowej, przebóstwionej; a to implant tzw. „człowieka-literatury”, jako trwające do dzisiaj… zabełtanie, jaka to farmakopea zewidencjonowałaby środki na których powstawał Witkacego "Guybal Wahazar" (może najbliżej był P. Fronczewski, gdy w „Puć tu, dziecko, puć”, na rzeczonej podstawie... śpiewał o NAPRAWDĘ "dobrych" (i mocnych!) proszkach"?); a to profesor od słów wirusologii... Kartacz i jego sztabowi w białych kitlach asystenci, co niezależnie od czasów gotowi wyśnić neo-laboratoria pro-memoria... Mengele, zresztą jeszcze wiele. Długo by tak, niemniej po Mefistofelewiczu czy (Wyś-) Cigi de Mon(-tbazon), także inne rzeczy Ulmana – bliskie, choć błyskające w serpentynach zwodów i uników... ostrze szyderstwa, ów kąsający sokratejski Giez, może czasem nadmiernie doskwiera, gryząc na lewo i prawo... Ale z pewnością lekiem na lenistwo wyobraźni! I cieszę się, że po latach zapomnienia, do życia skutecznie… przywracany, kiedy to  – przyszli, jak powiada poeta, i co zobaczyli: człowieka/ siedzącego na krześle/ który zakrył twarz/ a po chwili powiedział/ szkoda że nie przyszliście/ do mnie przed dwudziestu laty… I boję się o Jego zdrowie, by nie skonał, nad krętymi ścieżkami recepcji swojego Dzieła... ze śmiechu! A jak mogłyby brzmieć ostatnie słowa: „Niech prochy me spoczną w Nancy, tak drogim sercu każdego Polaka”. I nie zdziwiłbym się, gdyby w kwaterze... Leszczyńskich legł, i równolegle rozległy się spod ziemi słowa: „Był równy Królom, więc niech wśród Królów spocznie”. I wykwitłyby Mu na grobie, ni rozmaryny, ni chłepczące krew róże, ale ten bladoróżowy kwiatuszek wędrownika…