"Sztućce do glist". Wydany przez Stowarzyszenie Literackie im. K.K. Baczyńskiego debiut Bohdana Sławińskiego okazał się niepospolitym zjawiskiem na tle polskiej liryki współczesnej. "zbieram żywe i martwe" - zapisywał Sławiński, a jego liryka, zanurzona w barokowej konceptualności, nawiązująca do Czechowicza, Czachorowskiego, Grochowiaka, Leśmiana, Czyżewskiego (zwróćmy uwagę na samą odmienność punktów odniesienia) przekonywała, że było co zbierać. W skreślonych przez Sławińskiego - posłużę się określeniem stworzonym przez niego samego - "czarnych litaniach na święta" roi się od wiewiórek, glist, jeży, lisów, ptaków, ryb, myszy i świerszczy: "piszczą w norach myszy /ale ciężko / ciężkie liście jeżyny mchy / i ciemne sny // jeszcze chciały / te trzy takty mysie grać / ale w snach / z norki - trumna". Cały ten zwierzyniec i całe to robactwo uczestniczą w oszałamiającym misterium natury, ale owo misterium ma to do siebie, że zasadniczo dokonuje się w dwóch cyklach. Elementarnych. To życie i śmierć. "parę skurczów byle bal / i trzeba odchodzić od kości // a potem tylko włosy i paznokcie / te parę życia taktów / i cisza" - jak zapisał Sławiński. A potem znowu: "i we mnie łąka / zboża czerwie motyle / a to wszystko rozmigotane". Albo: "i znowu to wszystko znowu // nierychliwie sprawiedliwie / w nurcie łąki / kość dodana do kości // z niej piję".
Sławiński pisze blisko śmierci, tak blisko, jak może pisać poeta nawiązujący do mortualnych obsesji baroku. Również i jego nie tyle sama śmierć zajmuje: równie namiętnie pochyla się nad rozpadem, nad samą nieodwracalnością śmierci - owszem, ale także nad - że tak powiem - procesami gnilnymi wynikającymi z tego, że dotyczy cielesności. "piach / a w nim ciało jak rana / mięsa pełna - to ja / i krew się miele / w żarnach żył" - zapisuje Sławiński w przekonaniu, że rozkrzewiający się przepych tego życiowego majestatu został definitywnie ograniczony w czasie, że wróci do ziemi, już do niej wraca: "w ciele gniazda korzeni / w ustach ziemia", "w ustach ziemia / kochana w ustach ziemia".
"trup szarpie czarne struny / i białe polany" - zapisał Sławiński. To samo było przedmiotem zainteresowania poetów baroku. Trup. Ale - powołując się na ów barok po raz kolejny - czuję się w obowiązku wyraźnie dodać, że Bohdan Sławiński korzysta z barokowych konceptów przefiltrowanych już przez całe grono autorów (choćby wspomnianego Grochowiaka, czy niewymienionego Rymkiewicza), więc jest to w każdym aspekcie akt twórczy, intrygujący i oryginalny. Zatem: "trup żywego dogoni / ptak odfrunie, żywe zgnije / podobno opuchnięte sklęśnie / a martwe ożyje" - prorokuje Sławiński, w międzyczasie w wierszu pt. "portret trumienny" wspomina, że "fundatorki truchło / napuchło", by w ostatecznym rozrachunku dojść do tego, czego można się było spodziewać, ale co zostało nader udatnie skreślone. Czyli nadeszła pora na opis trupa własnego: "mój trup / pod jabłonką / wysiąka // kałuża mięsa // kompost do nory noszę / jabłkami inkrustuję żebra / owijam w bandaż / co z mięsa nosi / a nie jest metafizyczne // tyle czułości / z kilku uderzeń siekiery? // w drżącym powietrzu // tyle miłości / w cieniu?". Urokliwe, prawda?
Sztućce do glist to odważna propozycja, wyróżnia się na tle współcześnie wydawanych tomów, choć może częściowo - w efekcie konsekwentnego stosowania przywołanego konceptu, jest zmanierowana. Ale może tak miało być. Jak zapisał Sławiński: "takie wyroki / taki boski drenaż".
nominowani - całość
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz